-Skąd się tu wzięliście? - Przesłuchiwała mnie kobieta o kasztanowych włosach, związanych w kitkę. Wyglądała na miłą osobę, ale taką, której lepiej nie zachodzić za skórę.
-Byliśmy na spacerze - odpowiedziałam automatycznie.
-O tak wczesnej porze? - Zapytała podejrzliwie.
-Nie mogłam spać.
-Znałaś ofiarę? - Coś ścisnęło mnie w gardle, uniemożliwiając odpowiedź. Pokręciłam tylko głową. - To twój chłopak? - Wskazała brodą Cama, który rozmawiał z jej partnerem.
-Tak - Mój głos był pewny.
-Od dawna się znacie?
-Nie.
-Spędziliście tą noc razem? - Wybałuszyłam na nią oczy.
-Co to za pytania?
-Byliście razem czy nie?
-Tak.
-Może to ktoś potwierdzić?
-Jesteśmy podejrzani?
-Odpowiedz.
-Nie wiem. - Policjantka oblizała suche wargi i zmierzyła mnie poważnym wzrokiem.
-Mimo wszystko wiesz kto mógł jej to zrobić? - Zawahałam się, ale mój głos zabrzmiał pewnie.
-Nie. - Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
-Jak na razie to wszystko. - Z tymi słowami odeszła w stronę swojego partnera, który także skończył przesłuchiwać Cama. Czarnowłosy podszedł do mnie ze zbolałą miną i przytulił mocno do siebie.
-Przepraszam. Nie powinienem cie ze sobą zabierać. - Wyszeptał, opierając brodę na mojej głowie.
-Sama tego chciałam.
-Powinienem wiedzieć co tu zastaniemy. - Jego głos był zimny, jak wiatr, który biczował nasze ciała.
-On to zrobił prawda?
-Nie mam co do tego wątpliwości.
-Nie wierzę, że uchodzi mu to na sucho.
-Do czasu. W końcu zapłaci za wszystkie zbrodnie. - Jego głos chłodny i poważny. Wiedziałam, że nie żartuje i to mnie przerażało.
-Zamierzasz go zabić? - Poczułam, jak jego mięśnie się napinają.
-Myślę, że tak.
-Ale wtedy staniesz się taki, jak on... - Odsunął się gwałtownie i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
-Przepraszam. - Powiedział i odszedł. Nie oglądał się za siebie. Nie winiłam go za to. Nie wiedziałam co czuje, ale byłam pewna, że był to niewyobrażalny ból. Wzięłam głęboki wdech i zerknęłam na policjantów, którzy przyglądali mi się z uwagą. Zastanawiałam się czym Cam im powiedział kto to zrobił, a jeżeli tak to czy mu uwierzyli. Ze zrezygnowaniem ruszyłam wzdłuż plaży. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić i w tedy odezwała się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Cody.
Dzień się rozpogodził, na niebie wysoko wisiało słońce, które przyjemnie prażyło moją skórę. Cody siedział na ogrodowym krześle przed naszą ulubioną kawiarenką, z wyciągniętymi przed siebie nogami, przesuwając leniwym wzrokiem po kelnerkach, które krzątały się wokół gości. Miał na sobie luźny zielony top, który podkreślał jego szaro-niebieskie oczy.
-Hej. - Przywitałam się, muskając jego policzek. Wyglądał trochę niedbale. Kilkudniowy zarost i cienie pod oczami, zdradzały, że nie przespał kilku nocy.
-Długo kazałaś na siebie czekać. - Wywracając oczami, usiadałam na krześle obok. Chwyciłam kartę i zaczęłam przeglądać jej treść.
-Byłam po drugiej stronie miasta. Trochę zajęło mi dotarcie tu. - Zerknęłam na niego z nad menu.
-Co tam robiłaś? - Nachylił się w moją stronę, marszcząc czoło w zainteresowaniu.
-Nie mogłam spać w domu. - Szepnęłam. Westchnął cicho i zakołysał się na krześle lustrując mnie wzrokiem.
-W takim razie u kogo spałaś? - Odwróciłam wzrok.
-Czy to ważne? - Parsknął nieprzyjemnym śmiechem. Kochałam brata. Po śmierci mamy był mi najbliższą osobą, ale wiedziałam, że w głębi jest podobny do ojca. Cody nie skrzywdziłby mnie, ale innych i owszem. Wiele razy wywoływał bójki lub wplątywał się w jakieś tarapaty, z których musiałam wielokrotnie go ratować. Nie mieliśmy łatwego dzieciństwa. Zawsze były jakieś problemy. Brak pieniędzy, choroba mamy, pijaństwo ojca... Nigdy nie mogłam odetchnąć z ulgą. Niewiele osób znało prawdę. Nie chciałam by ją znali i się nad nami litowali. Nam litość nie była potrzebna tylko wybawienie od tego całego szajsu, choć w głębi wiedziałam, że to wybawienie nigdy nie nadejdzie. Musiałam iść przez życie z uniesioną głową.
-Chciałbym wiedzieć gdzie moja młodsza siostra szlaja się po nocy.
-Ja się nie szlajam. - Warknęłam i odrzuciłam kartę na stół.
-Już dla ciebie zamówiłem. - Jak na zawołanie, przy naszym stoliku pojawiła się młoda blondynka z tacą w ręku. Postawiła przede mną szklankę wypełnioną lemoniada, a przed Codym cole z lodem.
-Podać coś jeszcze? - Spytała zerkając na mojego brata z uroczym uśmieszkiem.
-Nie dziękujemy. - Odpowiedziałam szorstko, a dziewczyna odeszła z wyrazem zawodu na twarzy.
-No więc gdzie nocowałaś?
-O czym chciałeś pogadać? - Na jego ustach igrał złośliwy uśmieszek.
-U jakiegoś chłopaka prawda? Znam go?
-Nie twój interes. - Prychnęłam zirytowana jego dociekliwością.
-Powiedz mi Miky kto to jest. - Złapał mnie za rękę i spojrzał w moje szerzej otwarte oczy,. - Mów.
-Nie muszę ci się spowiadać. - Wyrwałam rękę, karcąc go wzrokiem.
-Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? - Jego głos stał się łagodniejszy.
-Cody umiem o siebie zadbać. - Zacisnął szczękę. - O czym chcesz pogadać? - Wypuścił wstrzymywane powietrze i odchylił się na krześle w tył.
-Dostałem nową fuchę dzięki, której będę mógł kupić mieszkanie. - Powiedział zadowolony z siebie.
-Naprawdę? - Pokiwał energicznie głowa.
-Będę mógł cie w końcu zabrać od tego skurwiela. - Wycedził z obrzydzeniem.
-Co to za praca?
-Nic specjalnego. - Powiedział wymijająco.
-Cody to nie są żadne brudne interesy, prawda? - Wzruszył ramionami, upijając łyk coli.- Cody!
-Mam przewozić towar z jednego miejsca do drugiego, to nie takie straszne.
-Jaki towar?
-Nie wiem, mam już załadowaną pakę. - Spiorunowałam go wzrokiem.
-Czemu ty zawsze szukasz kłopotów takim gdzie ich nie ma?
-Nie narzekaj siostrzyczko.
-A jeżeli to coś niebezpiecznego?
-Czemu zawsze jesteś taką pesymistką?
-Bo ktoś musi w tej rodzinie być odpowiedzialny. - Odpowiedziałam spokojnym głosem, choć w mojej głowie narastało wiele teorii i pytań.
-Przespałaś się z nim? - Wybałuszyłam oczy na brata.
-Co to za pytanie?!
-Normalne. Chce wiedzieć czy sypiasz z tym kolesiem. - Wyrzuciłam ręce do góry.
-Jesteś niemożliwy! - Wstałam od stolika i ruszyłam zatłoczoną ulicą.
-Nie wypijesz lemoniady? - Usłyszałam za sobą jego roześmiany głos. W tej chwili miałam ochotę go zabić.
***
Jak miałem go znaleźć? Ten sukinsyn potrafił dobrze się ukryć. Nie traciłem nadziei, że go dorwę, ale czułem się już tym wszystkim zmęczony. Miałem marne tropy i one nie wystarczały. Musiałem koniecznie wymyślić coś dzięki czemu zbliżę się do niego. Będę o jeden krok dalej. W mojej głowie rodziły się przeróżne plany, ale żaden nie był wystarczająco dobry. Chodziłem ciemnymi ulicami łudząc się, że może gdzieś go tu spotkam. Byłem głupi, myśląc, że dam radę sam. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Dochodziła jedenasta w nocy, ale nie miałem ani jednego nieodebranego połączenia. Źle się czułem tym, że zostawiłem Miky samą, ale bałem się, że zacznie się mnie bać. Nie mogłem jej do siebie zrazić. Potrzebowałem jej. Pierwszy raz w życiu kogoś tak bardzo potrzebowałem. Trudno było to przyznać, ale taka była prawda. Zatrzymały mnie głosy dochodzące z ciemnego zaułka przed, którym właśnie stałem. Wytężyłem wzrok i słuch, próbując się dowiedzieć o co chodzi.
-Ty pieprzony gówniarzu! Jak mogłeś to zgubić?-Nie zgubiłem.. Napadli mnie.
-Nie łżyj. - Głosy należały do dwóch mężczyzn, a raczej do jednego mężczyzny i jakiegoś chłopaczka. Jeden górował nad drugi, wymierzając co jakiś czas cios w twarz.
-Mówię prawdę. - Chłopaczyna załkał, gdy ten drugi spoliczkował go kolejny raz.
-Jesteś już trupem. - Nie mogłem odejść. Może byłem głupcem, ale nie mogłem tak po prostu odwrócić wzroku. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w ich stronę, zaciskając dłoń w pięść.
-Hej, zostaw go! - Zawołałem do tego wyższego. Zdziwiony facet odwrócił się w moją stronę z kpiącym uśmieszkiem. Kojarzyłem tą twarz.
-Bo co? Zbijesz mnie mamusiu? - Jego głos był szyderczy.
-Odpuść. - Starałem się brzmieć spokojnie.
-Odwal się koleś, zajmij się swoimi sprawami. - Odwrócił się z powrotem w stronę skulonego chłopca.
-Odsuń się od niego. - Warknąłem.
-Spieprzaj bohaterze! - Krew buzowała we mnie niczym rozgrzana lawa.
-Nie. - Wysyczałem przez zaciśnięte zęby i rzuciłem się na niego, powalając go na ziemie. Jego twarz błysnęła w świetle ulicznej latarni i już wiedziałem skąd go znam. To był brat Miky...
prawo spadkowe rzeszow
OdpowiedzUsuń