niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 6

Policja przyjechała po kilkunastu minutach. Komisarze zadawali mi wciąż irytujące pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam czy mam mówić prawdę, czy kłamać.
-Skąd się tu wzięliście? - Przesłuchiwała mnie kobieta o kasztanowych włosach, związanych w kitkę. Wyglądała na miłą osobę, ale taką, której lepiej nie zachodzić za skórę.
-Byliśmy na spacerze - odpowiedziałam automatycznie.
-O tak wczesnej porze? - Zapytała podejrzliwie.
-Nie mogłam spać.
-Znałaś ofiarę? - Coś ścisnęło mnie w gardle, uniemożliwiając odpowiedź. Pokręciłam tylko głową. - To twój chłopak? - Wskazała brodą Cama, który rozmawiał z jej partnerem.
-Tak - Mój głos był pewny.
-Od dawna się znacie?
-Nie.
-Spędziliście tą noc razem? - Wybałuszyłam na nią oczy.
-Co to za pytania?
-Byliście razem czy nie?
-Tak.
-Może to ktoś potwierdzić?
-Jesteśmy podejrzani?
-Odpowiedz.
-Nie wiem. - Policjantka oblizała suche wargi i zmierzyła mnie poważnym wzrokiem.
-Mimo wszystko wiesz kto mógł jej to zrobić? - Zawahałam się, ale mój głos zabrzmiał pewnie.
-Nie. - Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
-Jak na razie to wszystko. -  Z tymi słowami odeszła w stronę swojego partnera, który także skończył przesłuchiwać Cama. Czarnowłosy podszedł do mnie ze zbolałą miną i przytulił mocno do siebie.
-Przepraszam. Nie powinienem cie ze sobą zabierać. - Wyszeptał, opierając brodę na mojej głowie.
-Sama tego chciałam.
-Powinienem wiedzieć co tu zastaniemy. - Jego głos był zimny, jak wiatr, który biczował nasze ciała.
-On to zrobił prawda?
-Nie mam co do tego wątpliwości.
-Nie wierzę, że uchodzi mu to na sucho.
-Do czasu. W końcu zapłaci za wszystkie zbrodnie. - Jego głos chłodny i poważny. Wiedziałam, że nie żartuje i to mnie przerażało.
-Zamierzasz go zabić? - Poczułam, jak jego mięśnie się napinają.
-Myślę, że tak.
-Ale wtedy staniesz się taki, jak on... - Odsunął się gwałtownie i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
-Przepraszam. - Powiedział i odszedł. Nie oglądał się za siebie. Nie winiłam go za to. Nie wiedziałam co czuje, ale byłam pewna, że był to niewyobrażalny ból. Wzięłam głęboki wdech i zerknęłam na policjantów, którzy przyglądali mi się z uwagą. Zastanawiałam się czym Cam im powiedział kto to zrobił, a jeżeli tak to czy mu uwierzyli. Ze zrezygnowaniem ruszyłam  wzdłuż plaży. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić i w tedy odezwała się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Cody.

Dzień się rozpogodził, na niebie wysoko wisiało  słońce, które przyjemnie prażyło moją skórę. Cody siedział na ogrodowym krześle przed naszą ulubioną kawiarenką, z wyciągniętymi przed siebie nogami, przesuwając leniwym wzrokiem po kelnerkach, które krzątały się wokół gości. Miał na sobie luźny zielony top, który podkreślał jego szaro-niebieskie oczy.
-Hej. - Przywitałam się, muskając jego policzek. Wyglądał trochę niedbale. Kilkudniowy zarost i cienie pod oczami, zdradzały, że nie przespał kilku nocy.
-Długo kazałaś na siebie czekać. - Wywracając oczami, usiadałam na krześle obok. Chwyciłam kartę i zaczęłam przeglądać jej treść.
-Byłam po drugiej stronie miasta. Trochę zajęło mi dotarcie tu. - Zerknęłam na niego z nad menu.
-Co tam robiłaś? - Nachylił się w moją stronę, marszcząc czoło w zainteresowaniu.
-Nie mogłam spać w domu. - Szepnęłam. Westchnął cicho i zakołysał się na krześle lustrując mnie wzrokiem.
-W takim razie u kogo spałaś? - Odwróciłam wzrok.
-Czy to ważne? - Parsknął nieprzyjemnym śmiechem. Kochałam brata. Po śmierci mamy był mi najbliższą osobą, ale wiedziałam, że w głębi jest podobny do ojca. Cody nie skrzywdziłby mnie, ale innych i owszem. Wiele razy wywoływał bójki lub wplątywał się w jakieś tarapaty, z których musiałam wielokrotnie go ratować. Nie mieliśmy łatwego dzieciństwa. Zawsze były jakieś problemy. Brak pieniędzy, choroba mamy, pijaństwo ojca... Nigdy nie mogłam odetchnąć z ulgą. Niewiele osób znało prawdę. Nie chciałam by ją znali i się nad nami litowali. Nam litość nie była potrzebna tylko wybawienie od tego całego szajsu, choć w głębi wiedziałam, że to wybawienie nigdy nie nadejdzie. Musiałam iść przez życie z uniesioną głową.
-Chciałbym wiedzieć gdzie moja młodsza siostra szlaja się po nocy.
-Ja się nie szlajam. - Warknęłam i odrzuciłam kartę na stół.
-Już dla ciebie zamówiłem. - Jak na zawołanie, przy naszym stoliku pojawiła się młoda blondynka z tacą w ręku. Postawiła przede mną szklankę wypełnioną lemoniada, a przed Codym cole z lodem.
-Podać coś jeszcze? - Spytała zerkając na mojego brata z uroczym uśmieszkiem.
-Nie dziękujemy. - Odpowiedziałam szorstko, a dziewczyna odeszła z wyrazem zawodu na twarzy.
-No więc gdzie nocowałaś?
-O czym chciałeś pogadać? - Na jego ustach igrał złośliwy uśmieszek.
-U jakiegoś chłopaka prawda? Znam go?
-Nie twój interes. - Prychnęłam zirytowana jego dociekliwością.
-Powiedz mi Miky kto to jest. - Złapał mnie za rękę i spojrzał w moje szerzej otwarte oczy,. - Mów.
-Nie muszę ci się spowiadać. - Wyrwałam rękę, karcąc go wzrokiem.
-Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? - Jego głos stał się łagodniejszy.
-Cody umiem o siebie zadbać. - Zacisnął szczękę. - O czym chcesz pogadać? - Wypuścił wstrzymywane powietrze i odchylił się na krześle w tył.
-Dostałem nową fuchę dzięki, której będę mógł kupić mieszkanie. - Powiedział zadowolony z siebie.
-Naprawdę? - Pokiwał energicznie głowa.
-Będę mógł cie w końcu zabrać od tego skurwiela. - Wycedził z obrzydzeniem.
-Co to za praca?
-Nic specjalnego. - Powiedział wymijająco.
-Cody to nie są żadne brudne interesy, prawda? - Wzruszył ramionami, upijając łyk coli.- Cody!
-Mam przewozić towar z jednego miejsca do drugiego, to nie takie straszne.
-Jaki towar?
-Nie wiem, mam już załadowaną pakę. - Spiorunowałam go wzrokiem.
-Czemu ty zawsze szukasz kłopotów takim gdzie ich nie ma?
-Nie narzekaj siostrzyczko.
-A jeżeli to coś niebezpiecznego?
-Czemu zawsze jesteś taką pesymistką?
-Bo ktoś musi w tej rodzinie być odpowiedzialny. - Odpowiedziałam spokojnym głosem, choć w mojej głowie narastało wiele teorii i  pytań.
-Przespałaś się z nim? - Wybałuszyłam oczy na brata.
-Co to za pytanie?!
-Normalne. Chce wiedzieć czy sypiasz z tym kolesiem. - Wyrzuciłam ręce do góry.
-Jesteś niemożliwy! - Wstałam od stolika i ruszyłam zatłoczoną ulicą.
-Nie wypijesz lemoniady? - Usłyszałam za sobą jego roześmiany głos. W tej chwili miałam ochotę go zabić.

***

Jak miałem go znaleźć? Ten sukinsyn potrafił dobrze się ukryć. Nie traciłem nadziei, że go dorwę, ale czułem się już tym wszystkim zmęczony. Miałem marne tropy i one nie wystarczały. Musiałem koniecznie wymyślić coś dzięki czemu zbliżę się do niego. Będę o jeden krok dalej. W mojej głowie rodziły się przeróżne plany, ale żaden nie był wystarczająco dobry. Chodziłem ciemnymi ulicami łudząc się, że może gdzieś go tu spotkam. Byłem głupi, myśląc, że dam radę sam. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Dochodziła jedenasta w nocy, ale nie miałem ani jednego nieodebranego połączenia. Źle się czułem  tym, że zostawiłem Miky samą, ale bałem się, że zacznie się mnie bać. Nie mogłem jej do siebie zrazić. Potrzebowałem jej. Pierwszy raz w życiu kogoś tak bardzo potrzebowałem. Trudno było to przyznać, ale taka była prawda. Zatrzymały mnie głosy dochodzące z ciemnego zaułka przed, którym właśnie stałem. Wytężyłem wzrok i słuch, próbując się dowiedzieć o co chodzi. 
-Ty pieprzony gówniarzu! Jak mogłeś to zgubić?
-Nie zgubiłem.. Napadli mnie.
-Nie łżyj. - Głosy należały do dwóch mężczyzn, a raczej do jednego mężczyzny i jakiegoś chłopaczka. Jeden górował nad drugi, wymierzając co jakiś czas cios w twarz.
-Mówię prawdę. - Chłopaczyna załkał, gdy ten drugi spoliczkował go kolejny raz.
-Jesteś już trupem. - Nie mogłem odejść. Może byłem głupcem, ale nie mogłem tak po prostu odwrócić wzroku. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w ich stronę, zaciskając dłoń w pięść.
-Hej, zostaw go! - Zawołałem do tego wyższego. Zdziwiony facet odwrócił się w moją stronę z kpiącym uśmieszkiem. Kojarzyłem tą twarz.
-Bo co? Zbijesz mnie mamusiu? - Jego głos był szyderczy.
-Odpuść. - Starałem się brzmieć spokojnie.
-Odwal się koleś, zajmij się swoimi sprawami. - Odwrócił się z powrotem w stronę skulonego chłopca.
-Odsuń się od niego. - Warknąłem.
-Spieprzaj bohaterze! - Krew buzowała we mnie niczym rozgrzana lawa.
-Nie. - Wysyczałem przez zaciśnięte zęby i rzuciłem się na niego, powalając go na ziemie. Jego twarz błysnęła w świetle ulicznej latarni i już wiedziałem skąd go znam. To był brat Miky...

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 5

Delikatnie położył mnie na łóżku, muskając z namiętnością moją szyje. Ciche jęki wyrywały mi się z ust niczym łabędzi krzyk. Z dzikim błyskiem w oczach ściągnął koszulkę i spojrzał na mnie z tak niewyobrażalnym pożądaniem, że aż zadrżałam. Jego skóra w świetle wpadającego przez niewielkie okno światła księżyca, błyszczała srebrzyście. Zagryzając wargę, pożerałam go wzrokiem.
- A twoi rodzice? - Spytałam urywanym szeptem. Zaśmiał się cicho, odrywając się od mojej szyi.
- Już nie jesteśmy dziećmi.
-Ale... - Uciszył mnie pocałunkiem.
-Potrzebne jest jakieś ale? - Wyszeptał w moje usta. Niepewnie pokręciłam głową. Już nie pamiętam kiedy ktoś tak delikatnie mnie dotykał. Płonęłam pod jego rękoma. - Chyba, że nigdy wcześniej...
-Już mam to za sobą - Wypaliłam, cała się czerwieniąc. Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czubek nosa.
-Szkoda - Jego głos był jednocześnie smutny, jak i rozbawiony. Nie pamiętałam zbyt dobrze tego pierwszego razu, ale na pewno nie było to nic romantycznego i namiętnego. Po pijaku wybrałam się na spacer z kolegą, którego imienia nawet nie kojarzę. Po dziesięciu minutach leżeliśmy gdzieś na plaży, nie przejmując się nikim. Nie było to przeżycie warte mojej pamięci.
- Nie kłam.
-Nie śmiałbym - Wsunął ręce pod moją koszulkę, łaskocząc moją skórę.
-Cam? - Spojrzał na mnie pytająco.
-Tak? - Nie wiedziałam czy mam zadać to pytanie, ale musiałam. Nie dawało mi spokoju.
-Nie jestem dla ciebie pocieszeniem po Layli, prawda? - Zerknął na mnie zaskoczony.
-A masz takie wrażenie? - Położył się obok, obejmując mnie w tali.
-Nie, ale bardzo ją kochałeś, a nie chce...
-Nie skrzywdzę cie - Na jego twarzy malowała się powaga - Nigdy. Obiecuję - Usiadłam na nim okrakiem, wpatrując się w jego szczere oczy.
-Wierze ci - Powiedziałam i zsunęłam ramiączka stanika w dół.
-Chce byś była przy mnie szczęśliwa - Szepnął, wpatrując się w moje oczy z zachłannością. Czułam się, jakbym śniła. To wszystko wydawało się mglistym żartem, który płata mi życie. Nie chciałam by on zniknął, jak poranna mgła. Chciałam by był już przy mnie na zawsze, by pokochał mnie tak mocno jak Layle.
-Już jestem - Przycisnął swoje wargi do moich, tym samym pieczętując niemą obietnice.

***

Trudno było mi uwierzyć, że znów moge normalnie żyć. Śpiąca obok mnie Miky wyglądała, jak mój anioł zbawiciel. Już nie czułem wyrzutów sumienia, patrząc na nią w ten sposób. Uśmiechnąłem się pod nosem odgarniając jej ciemne włosy z delikatnej twarzyczki. Jej usta był;y delikatnie rozchylone, a oddech głęboki i równomierny. Powtarzałem sobie w duchu, że przy mnie jest bezpieczna, że jej nikt nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to. Nie tym razem. Zsunąłem się z łóżka, włożyłem spodnie i szarą koszulkę. Na zegarku wybiła szósta. Nachyliłem się nad Miky i pocałowałem ją w czoło, gdy chciałem się od sunąc, chwyciła moją twarz w dłonie i spojrzała zaspanym wzrokiem w moje oczy.
-Gdzie idziesz? - Wychrypiała, gładząc kciukiem moje policzki. Westchnąłem cicho, muskając jej usta.
-Muszę coś sprawdzić - Jej spojrzenie stało się natarczywe.
-Co? - Oblizałem wargi.
- To ma związek z Chrisem - Znieruchomiała.
-Wpadłeś na jego trop? - Przymknąłem powieki i uśmiechnąłem się delikatnie.
-Mam nadzieje.
-Mogę iść z tobą? - W jej głosie zabrzmiała prośba.
-To chyba nie jest dobry pomysł - Powiedziałem niepewnie. Tak naprawdę chciałem by poszła ze mną, ale nie wiedziałem co lub kogo mogę tam znaleźć.
-Proszę - Cofnąłem się o krok, wyrywając się z jej uścisku i pokręciłem głową.
-Wolałbym iść sam - Skłamałem. Usiadła, podciągając pod brodę pościel.
-Proszę - Powtórzyła. Zaśmiałem się pod nosem, wywracając oczami.
-Jesteś nieugięta.
-Życie mnie tego nauczyło - Powiedziała smutno.
-No dobrze, ale masz się cały czas trzymać mnie - Szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Dziękuję - Poderwała się do góry i rzuciła mi na szyje - Dziękuję, że jesteś.

***

Silny wiatr biczował naszą skórę. Mrużyłem oczy, przyciągając do siebie Miky, próbując ją uchronić przed zimnem.
-Gdzie idziemy? - Zapytała, chowając ręce do kieszeni mojej kurtki.
-Widzisz te skały? - Wskazałem palcem szaro -brunatne głazy, o które rozbijały się fale wody.
-Tak - Przytuliła się do mnie mocniej.
-Jest tam jaskinia, do której przychodziła zaginiona dziewczynka. Zoe. Spotykała się tu z chłopakiem, który może okazać się Chrisem - Zadrżała,
-Zaginęła?
-Pewnie jest już martwa - Powiedziałem chłodno. Poczułem jej spojrzenie na twarzy.
-Ile miała, ma lat?
-Piętnaście - Zacisnąłem szczękę, próbując stłumić fale złości, która mnie zalała.
-On jest potworem.
-Wiem - Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Próbowałem pozbierać myśli i przygotować się na to co może nas tam spotkać - Może chcesz tu poczekać? - Spytałem, zatrzymując się przed wejściem do jaskini.
-Nie - Przerwała by zaczerpnąć powietrza - Chce iść z tobą - Pokiwałem głową i mocniej uścisnąłem jen dłoń.
-Gotowa?
-Nie - Zaśmiała się nerwowo - Ale chodźmy - Na samym wstępie uderzył mnie smród zgnilizny i wilgoci. W ciemnościach dostrzegłem, jakąś postać leżącą kilka metrów od naszych stóp. Puściłem Miky i wygrzebałem z plecaka latarkę. Jedną podałem ciemnowłosej drugą wziąłem dla siebie. Niepewnie zaświeciłem w stronę postaci. Z ust Miky wyrwał się cichy krzyk i mocniej przylgnęła do mojego ciała. Moja ręka drżała. Zrobiłem kilka kroków i lepiej przyjrzałem się dziewczynce. Byłem pewny, że to mała Zoe. Leżała na chłodnej ziemi, w połowie rozebrana. Jej drobne rączki związane leżały, zakrwawione nad  głową. Ciemne oczy miała szeroko otwarte w niemym krzyku i błaganiu, usta wykrzywione w grymasie bólu. Jej szyja rozorana była jednym długim cieńcie. Na chwile odwróciłem wzrok, próbując uspokoić oddech.
-Chyba zwymiotuje - Wyszeptała Miky i wybiegła z jaskini. Nie zatrzymywałem jej. Ukląkłem obok martwego ciała i ze smutkiem zamknąłem oczy dziewczynki.
-Wybacz Zoe - Szepnąłem - Wybacz maleńka - Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, która szybko otarłem. Już nie miałem wątpliwości, że to on.


Po naprawdę długiej przerwie udało mi się skończyć 5 rozdział. Wybaczcie, że trwało to tak długo. Pozdrawiam! :)

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 4

-Boże on jest taki seksowny. - Powiedziałam do Torey z marzycielskim spojrzeniem, opierając się o blat baru.
-I chcesz mi powiedzieć, że mimo tego, że miałaś okazje nie przespałaś się z nim? - Kiwnęłam głową, a potem spojrzałam na nią z wyrzutem.
-Znamy się dopiero kilka dni. Dziewczyna nie tak szybko. - Przyjaciółka wywróciła oczami.
-Niech ci będzie. Opowiedz mi coś o nim. - Zamyśliłam się na chwile, zastanawiając się czy powinnam jej powiedzieć, ale to w końcu moja przyjaciółka. Ma prawo wiedzieć.
-Jego przyjaciel zamordował jego dwie dziewczyny. -Torey zrobiła wielkie oczy i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Żartujesz sobie, prawda?
-Chciałabym. - Zacisnęłam usta w wąską linie i spróbowałam wyobrazić sobie Layl'e, ale nie mogłam. Obraz nie chciał pojawić się w mojej głowie, jakby był zakazany. - Najgorsze jet to, że na początku to on był oskarżony o zabicie tej pierwszej.
-Jezu Chryste. Biedny chłopak. - Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się smutno.
-Ej! Lalunia, możesz mnie łaskawie obsłużyć! - Usłyszałam czyjś rozdrażniony głos i spojrzałam w tamtą stronę. Przy barze stał chłopak z kpiącym uśmieszkiem, rozbierając mnie wzrokiem. Z grymasem niezadowolenia podeszłam do niego i pochyliłam się w jego stronę.
-Nie widzisz, że rozmawiam? - Spytałam szeptem. - I może tak proszę? Łaskawie trochę kultury laluniu. - Wysyczałam mu prosto w twarz. Uśmiech znikł z jego ust i przybrał poważną minę.
-Poproszę piwo. - Powiedział, patrząc na mnie nienawistnie.
-Ależ oczywiście. - Przybrałam sztuczny uśmiech, wyjęłam piwo z lodówki i mu je podałam. Podał mi pieniądze i nie czekając na resztę, odszedł. Usłyszałam obok śmiech Torey.
-Nieźle go załatwiłaś kochanie. - Puściła do mnie oczko, wzięła swojego drinka i poszła do Drew'a. Zastanawiając się gdzie jest teraz Cam, umyłam blat i szklanki. Podśpiewując pod nosem piosenkę, która właśnie leciała odpłynęłam w swój świat.
-Ładny głos. - Z piskiem podskoczyłam do góry i spojrzałam na blondyna, który przyglądał mi się uważnie. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się do niego.
-Szkoda tylko, że fałszuje.
-Nie słychać, aż tak bardzo. - Odłożyłam mokrą ścierkę i zbliżyłam eis do niego.
-Coś podać?
-Cola wystarczy. - Czując jego wzrok na sobie, odwróciłam się w stronę lodówki i wyciągnęłam z niej puszkę coli. Chwile stałam do niego plecami, uśmiechając się pod nosem, a potem podałam mu napój. - Dzięki. Niezaciekawie to wygląda. - Powiedział, patrząc na moje limo pod okiem.
-Mały wypadek.
-Niechcący wpadłaś na czyjąś pięść? - Zaśmiałam się i posłałam mu zaciekawione spojrzenie.
-Stąd? Nigdy wcześniej cie nie widziałam.
-Czasem tu wpadam. - Zmrużyłam oczy, zastanawiając się czemu wyminął moje pytanie.
-A posiadasz jakieś imię? - Uśmiechnął się szeroko i upił łyk coli.
-Christian.
-Chris?
-Nie. Christian. - Powiedział, jakby urażonym głosem.
-Okey. Ja jestem Miky. - Wyciągnęłam w jego stronę rękę, którą delikatnie uścisnął.
-Miło cie poznać. - Zagryzłam wargę, przypatrując mu się czujnie. Był przystojny. Blond włosy, trochę przydługie wpadały w magnetyczne, zielone oczy. Mimo upału miał na sobie długie jasne jeansy, obszerną białą koszulkę i czapkę z daszkiem. Mimo woli porównałam go do Cama, który wygrał ten pojedynek. W czarnowłosym prócz tajemniczości skrywała się czułość, a w blondynie nie mogłam dostrzec nawet grama ciepła, mimo szerokiego uśmiechu na ustach.

***
-Tak. Znam Erica. - Odpowiedziała na moje pytanie Jen, przyjaciółka Zoe. Niewysoka blondynka, przypominała wyczerpaną żalem matkę zaginionej. Jej oczy także wypełnione były smutkiem i tęsknotą. - Znaczy niedokładnie. Znam go z opowiadań Zoe. Nie znali się długo, ale ona się w nim zadurzyła. Ciągle o nim mówiła, jakby nikt po za nim nie istniał. Oczywiście cieszyłam się, że kogoś poznała, ale zaczynało mnie to już wkurzać. - Kącik moich ust powędrował do góry, zazdrość.
-Rozumiem.Nie pokazywała ci jego zdjęcia? - Przecząco pokręciła głową, a jej loki zawirowały wokół głowy.
-Nie, ale wiem, że jest blondynem i zawsze nosi czapkę. - W głowie odtworzyłem obraz Chris'a. On też zawsze nosił czapkę. Coraz bardziej byłem pewny, że to on. Nie mógł być to zbieg okoliczności. Jestem tak blisko niego, a wciąż nie mogę go złapać. Co mam zrobić? Chris gdzie się ukrywasz? - Wyjawiła mi gdzie się spotykają pod warunkiem, że obiecam, że nikomu nie powiem, ale teraz to chyba nie ma już znaczenia. - Przyjrzałem się jej badawczo, a w jej oczach dostrzegłem łzy.
-Powiedz gdzie. Może to pomoże ją odnaleźć. - Pokiwała głową i rękawem jasnego sweterka otarła oczy.
-Niedaleko stąd jest mały odłamek plaży. Idąc w stronę skał znajdziesz niewielką jaskinie. To tam. - Przełknąłem głośno ślinę. To miejsce nie wróżyło nic dobrego.
-Dziękuję ci Jen. - Podniosłem się z krzesła i ruszyłem w stronę drzwi.
-Cam, znajdź ją. Nawet jeżeli nie żyje, chce by miała godny jej pogrzeb. - Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w czoło.
-Znajdę. Obiecuje. - Uśmiechnęła się nieśmiało, a ja wyszedłem w zapadający już mrok.

***
-Czemu szlajasz się po nocy?! - Na samym wejściu usłyszałam głos taty.
-Byłam w pracy. Ktoś musi zarabiać na utrzymanie tej rudery! - Weszłam do salonu zawalonego nowymi butelkami po piwie. Miałam ochotę na niego napluć. Co on ze sobą zrobił.
-Pewnie pierdoliłaś się z jakimś frajerem w zaułku. - Popatrzyłam na niego z pogardą i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Po drodze pijany ojciec złapał mnie mocno za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
-Nie pozwoliłem ci odejść! - Moje serce zaczęło szybciej bić, gdy zobaczyłam gniew w jego oczach.
-Puść mnie. - Szepnęłam.
-Nie mów mi szmato co mam robić! - Próbowałam wyrwać się z uścisku, ale na marne.
-Tato! Proszę przestań! - Pchnął mnie na ścianę, a ja uderzyłam o nią plecami, sycząc z bólu.
-Zejdź mi z oczu, bo nie mogę na ciebie patrzeć! - Ze łzami spływającymi po policzkach, chwyciłam torbę i wybiegłam z mieszkania. Kochałam go, ale miałam ochotę go zabić. Naprawdę chciałam go zabić. Czując zimne powietrze, owiewające moje ciało, wzięłam głęboki wdech i oparłam się bolącymi plecami o budynek. Osunęłam się na ziemie i schowałam głowę między kolanami. Mimo że nie chciałam wybuchnęłam płaczem. Nie mogłam się uspokoić, choć naprawdę próbowałam. Poczułam, jak ktoś koło mnie klęka, ale nie podniosłam wzroku. Wiedziałam, że to Cam. Poznałam jego wodę kolońska.
-Miky, co się stało? - Spytał, chwytając mnie pod brodę. Zmuszając bym spojrzała na niego.
-Nie mogę dziś tu spać. - Zacisnął szczękę i zerknął na drzwi wejściowe.
-Zabiorę cie do siebie, ale to musi się skończyć. - Pomógł mi wstać i mocno mnie przytulił. - Nie pozwolę mu cie skrzywdzić. - Otarł moje łzy i uśmiechnął się pocieszająco. Spojrzałam na niego i go pocałowałam. Takiego kogoś szukałam przez całe swoje życie. Kogoś komu nie będę obojętna. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy cichą ulicą, wsłuchani w bicie naszych serc.

Rozdział 3

To mój tata. - szepnęłam.
-Co?! - Cam poderwał się na równe nogi.
- On po śmierci mamy zaczął pić i... Nie kontroluje wtedy siebie. Wcale tego nie chce.
-Ty go jeszcze bronisz?! - Przyłożyłam mu palec do ust.
-Shh... To mój tata. - Zrobił krok do tyłu.
-Nie upoważnia go, to do tego by cie bił. - Powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Nic nie rozumiesz.
-Jesteś głupia! Nie możesz mu na to pozwalać!
-To jest mój ojciec! Mam iść z tym na policje?
-To był by najlepszy pomysł.
-Oszalałeś?!
-To ty oszalałaś.
-Przestań. - Zacisnęłam dłonie w pięści. W moim głosie słychać było oschłość, a w jego oczach widniała czysta złość i brak zrozumienia. - Poradzę sobie z tym sama.
-Uważasz, że ci na to pozwolę?
-Nie możesz nic zrobić
- A twój brat? Nie może cię do siebie wziąć?
- Nie może. - W jego oczach zobaczyłam pytanie. - Mieszka z przyjacielem.. - Zacisnął szczękę.
-Wymyślę coś. Nie zostawię cię tu. - W głębi duszy uśmiechnęłam się. Nie wyglądał na kogoś, kto potrafi troszczyć się o kogoś z takim zapałem. Podeszłam do niego i przycinałem usta do jego ust, a palcami przeczesałam jego włosy. Delikatnie pchnął mnie na łózko, na którym się położyłam. Oparł ręce po obu stronach mojej głowy i uśmiechnął się uroczo.
-Jesteś piękna. - Wyszeptał, nie uważałam się za brzydką, ale i tak na moje policzki wkradł się rumieniec. Mimo że uśmiech gościł na jego twarzy, w oczach bardzo głęboko czaił się niewyobrażalny smutek.
- Bardzo ją kochałeś. - Wypaliłam, nie chcąc wcale mówić tego na głos. Odgarnął z mojej buzi zbłąkany kosmyk włosów i schował go za ucho.
- Tak. Jak nikogo dotąd.
-Życie jest takie niesprawiedliwe.
-Niestety, ale chyba nic nie da się na to poradzić. - Uśmiechnęłam się smutno i dotknęłam blizny na jego policzku. Chciałam się zapytać skąd ją ma, ale chyba zabrakło mi odwagi. Musnął ustami moją szuje. Zaśmiałam się i chwyciłam jego twarz w dłonie.
-To łaskocze. - Uśmiechnął się łobuzersko i pocałował mnie w czubek nosa, a potem mocno przytulił.
- Życie jest niesprawiedliwe, ale czasami potrafi to wynagrodzić. - W tych słowach słychać było prawdę, która pozwalała marzyć i mieć nadzieję. Wciągnęłam do płuc zapach jego wody kolońskiej. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Wsunął ręce pod mój sweter i delikatnie pieścił moją skórę  Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się jego dotykiem. - Myślę, że będziesz moim nowym początkiem. - Szepnął mi do ucha, a przez moje ciało przeszedł niewyjaśniony dreszcz. Uśmiechnęłam się do siebie  i go pocałowałam. W tym pocałunku przelałam wszystkie emocje, które mną targały. Smutek wymieszany ze szczęściem, obawa i lęk przed przyszłością, a na końcu czysta, przeżyta radość, że mam go. Z jego ust wyrwał się jęk i mocniej zacisnął ręce na mojej tali. Objęłam go nogami w pasie i oderwałam się od niego by złapać oddech. Jego oczy błyszczały z pożądania. Westchnęłam i próbowałam powstrzymać śmiech.
-Muszę się ubrać.
-Niee. - Wychrypiał z rozczarowaniem. Pokiwałam głową, odpychając go od siebie.
-Tak, tak. Spotkamy się wieczorem.
-Jesteś okropna.
- Wiem. - Musnęłam jego policzek i podniosłam się z łóżka, ciągnąc go za sobą. - Do zobaczenia  - Wypchnęłam go za drzwi i wypielam mu język. zamknęłam je na zamek i zaczęłam się ubierać. Ten dzień zapowiadała się ciekawie.

***

Usiadłem przy biurku i zacząłem przeglądać wiadomości z ostatniego miesiąca, szukając jakiejkolwiek  wzmianki o zabójstwie, lub zagonieniu jakieś dziewczyny i znalazłem. Piętnastoletnia Zoe została, uznana za zaginioną tydzień temu. Nikt nie ma pojęcia gdzie dziewczyna teraz przebywa. Uważają to za porwanie, ponieważ była wzorową nastolatką, ale porywacz nadal nie zażądał okupu. Jeżeli stał za tym Chris, co było pewne. Zoe już nie żyła i leżała w jakiejś piwnicy, zgwałcona i zarżnięta, w kałuży własnej krwi. Moja nienawiść wzrastała we mnie z każdą chwilą. Spisałem adres zaginionej, zarzuciłem kurtkę i ruszyłem w drogę, w poszukiwaniu odpowiedzi.

Mała Zoe mieszkała w skromnym, niewielkim domku, więc na pewno nie było to porwanie na tle pieniężnym. Niepewnie zapukałem do drzwi, które otworzyła przede mną zmarnowana młoda kobieta. Cienie pod oczami dodawały jej lat, tak jak zmartwienie i strach wypisanie na jej twarzy.
-Kim pan jest? - Spytała słabym głosem.
-Dzień dobry. - Przywitałem się życzliwie. - Jestem Cam. Chciałbym pomóc w odnalezieniu pani córki. - Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Przykro mi, ale nie mamy pieniędzy, by panu zapłacić.
-Nie chce pieniędzy. Proszę mi uwierzyć, zależy mi by ten kto skrzywdził Zoe, poniósł karę. - Jej wargi zadrżały, a w oczach stanęły łzy.
-Proszę, wejść. - W środku panował przyjemny chłód. Zatrzymałem się przed ścianą, na której wysiały zdjęcia uśmiechniętej, długowłosej brunetki. - Wraz z przyjaciółka i starszym bratem miała jechać do Paryża  Jej marzeniem było, stanąć na wierzy eiffla. - Kobieta patrzyła na zdjęcia córki z uśmiechem. - Usiądź, a ja przyniosę nam coś do picia. Zająłem miejsce na starej, podstarzałej, zielonej kanapie, a mama Zoe postawiła na drewnianym stoliku dwie szklanki z lemoniadą. - Mów mi Olivia. - Kiwnąłem głową, posyłając jej miły uśmiech.
-Czy Zoe w ostatnim czasie poznała kogoś nowego?
-Tak, wspominała o jakimś chłopaku. Chyba nazywał się Eric. - W mojej głowie  zapaliła się lampka. Mógł zmienić imię, na pewno zmienił imię. Przecież policja wciąż go szuka.
- Gdzie się poznali?
 - Na jakiejś imprezie na plaży, ale nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Poznali się niedawno, nie zdążyła mi zbyt wiele o nim opowiedzieć. Uważasz, że to on za tym stoi?
-Wszystko jest możliwe. Proszę podać mi adres przyjaciółki Zoe.  - Olivia zapisała go na kartce i mocno uściskała mnie w podziękowaniu.
- Mam nadzieję, że uda ci się go odnaleźć.
-Też mam taką nadzieję.
- Będę się o to modliła. - Ucałowała mój policzek i pożegnała ze smutkiem.

Rozdział 2



Co z tym chłopakiem było nie tak? Byłam pewna,że mu się podobam, a on tak po prostu uciekł. Czy w Nowym Jorku był taki zwyczaj? Główkując nad tym weszłam po schodach na górę do niewielkiego, zaniedbanego mieszkania. Ojciec spał na kanapie. Oczywiście pijany. Koło niego walały się puste butelki po piwie i wódce. Popatrzyłam na to z obrzydzeniem i cicho ruszyłam do swojego pokoju. Drzwi zamknęłam na prowizoryczny zamek, który miał mnie chronić. Stanęłam przed lustrem. Nienawidziłam swojego odbicia. Zdjęłam koszulkę i jeansy i przyjrzałam się siniakom porywającym moje ciało. Czy kiedykolwiek będę mogła pójść na plaże w stroju kąpielowym? Czy to się kiedyś skończy? Na moim biurku zabrzęczał telefon. Podeszłam i go odebrałam.
-Halo?
-Kochanie, miałaś do nas dołączyć. Co się stało?
-Torey przepraszam, byłam już zmęczona, a poza tym poznałam chłopaka.
-Naprawdę?- Bez problemu mogłam wyobrazić sobie ja na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech..
-Tak nazywa się Cam. Jest z Nowego Yorku.
-Czy ty mówisz o tym czarnowłosym przystojniaku, który siedział przy barze?
-Tak.
-OMG. Jak udało ci się wyrwać takie ciacho. Nie żebyś była brzydka, ale wydawałaś się być taki tajemniczy.
-No wiem, ale rozmowa jakoś się toczyła, potem zatańczyliśmy on odprowadził mnie do domu i no uciekł.
-Jak to uciekł?
-Pocałowałam go, a on powiedział, że tak nie może i odszedł. Ni wiem o co mu chodziło.
-Może niedawno zerwała z nim dziewczyna? - Zadumałam się nad tym chwilę.
-Nie wiem. Ma mój numer. Jak będzie chciał pogadać, zadzwoni.
-I tak trzymaj, nie możesz mu pokazać, że ci w jakikolwiek sposób zależy.
-Tak, tak wiem Torey. - Zaśmiała się.
-A jak w domu?
-Ojciec śpi.
-Chcesz u mnie nocować?
-Nie, wszystko będzie dobrze.
-Miky, kiedy do ciebie dotrze, że on się nigdy nie zmieni?
-Nie możesz być tego pewna. Do usłyszenia.
-Miky... - Rozłączyłam się i rzuciłam na łóżko. Sięgnęłam po tabletki nasenne, stojące na szafce nocnej. Bez nich trudno było mi usnąć. Zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie.


-Miky! - Obudził mnie szorstki, ale trzeźwy głos taty. Otworzyłam oczy i powoli wstałam z łóżka. Spojrzałam na zegarek. Było już po dziesiątej. - Miky, wstawaj! Masz gościa!. - Zirytowany ojciec walną w moje drzwi. Gościa?
-Już idę! - Zarzuciłam na ramiona rozciągnięty sweter i wyszłam z pokoju. To co zobaczyłam zmroziło moje serce. Na kanapie, obok zaspanego ojca siedział Cam. Uśmiechnął się do mnie, ale ja nie odwzajemniłam uśmiechu. Nie mógł po prostu zadzwonić?
-Co tak stoisz? Daj chłopakowi coś do picia. - Spiorunowałam staruszka wzrokiem.
-Chodź. - Warknęłam do Cama, który posłusznie wstał i podreptał za mną. Zanim zamknęłam za nami drzwi spojrzałam na tatę. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, ale bez wściekłości, która często gościła w jego oczach. Ulżyło mi trochę. Proszę tato nie pij. Przynajmniej nie dziś.
-Co ty tu robisz? - Cam spojrzał na mnie z seksownym uśmiechem.
-Do twarzy ci w tym sweterku. - Wywróciłam oczami, próbując zachować powagę.
-Odpowiedz na moje pytanie. - Podszedł do mnie i schował za ucho zbłąkany kosmyk moich ciemno brązowych włosów.
-Chciałem przeprosić za wczoraj. - Szepnął tuż przy moich ustach. Owiał mnie zapach wody po goleniu.
-Powiesz mi o co chodziło?
-Nie teraz. Kiedyś ci opowiem. - Obietnicę przypieczętował delikatnym pocałunkiem. Przyciągnął mnie bliżej siebie. - Ale ty musisz powiedzieć, kto ci to zrobił. - Kciukiem dotknął siniaka wokół mojego oka. -Pokręciłam głową. - Czemu? Nie pozwolę by znów cie skrzywdził. - Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-Cam to jest skomplikowany.
-Wątpię żeby było to na tyle skomplikowane bym tego nie zrozumiał.
-Prawie cie nie znam. - Odsunął się i usiadł na łóżku.
-Dobrze. Tak chcesz grać. - Spojrzałam na niego pytająco. Kiwnięciem głowy wskazał miejsce obok siebie, które po chwili zajęłam. Chwycił mocno moją dłoń. - Za nim cokolwiek powiesz wysłuchaj mnie do końca.- Kiwnęłam głową na zgodę. - Jestem Cam Anderson. Mam osiemnaście lat i jestem z Nowego Jorku. Przeżyłem tam koszmar, o którym mi się nawet nie śniło. Wszystko zaczęło się, gdy została zamordowana moja pierwsza dziewczyna. Maja – W jego głosie słychać było ból. - O jej śmierć oskarżyli mnie. Nawet, gdy policja mnie puściła, w oczach ludzi wciąż byłem potworem. Nawet w oczach najlepszego przyjaciela, który się ode mnie odsunął. Mój świat się zrujnował. Przez to stałem się inną osobą, aż do chwili, gdy do naszej szkoły przyszła nowa dziewczyna. Ona nie patrzyła na mnie jak na morderce. Wierzyła mi, a mimo to była z Chrisem. To jemu dała szansę. Temu, który się ode mnie odwrócił. Z początku wypierała się tego, że coś do mnie czuje, mimo że wylądowała ze mną w łóżku. A dnia, w którym uświadomiła sobie, że woli mnie zginęła. Umarła w moich ramionach. Na moich oczach zastrzelił ją Chris. To on odpowiadał z śmierć Majii i innych dziewczyn. By policja mogła odkryć prawdę, ona musiała zginąć. Wmówił jej, że ją kocha, że się o nią troszczy, że może mu ufać. Jednak najgorsze jest to, że nie poniósł kary. Uciekł i teraz jest gdzieś tu. Odebrał mi wszystko co miałem.- Patrzyłam na niego z szokiem. Jego opowieść brzmiała jak wyjęta prosto z jakiegoś dramatu. Nigdy nie widziałam jak chłopak płaczę, nie był to śmieszny widok, był on tragiczny. Łamał serce na pół. Widziałam, że zaraz rozpadnie się na miliony kawałeczków.
-Jak miała na imię? - Zacisnął powieki.
-Layla. - Przytuliłam go.
-Tak mi przykro Cam.
-Już mnie znasz.
-Przyjechałeś tu, żeby się zemścić, prawda?
-Tak. Zasłużył na karę. - Wziął głęboki oddech. - Tak jak ten, który cie uderzył. Kto to zrobił? - Na chwilę się zawahałam. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać.
-To mój tata. Od śmierci mamy dużo pije i nie kontroluje tego co robi.

Rozdział 1


Mieszkaliśmy tu ponad tydzień, jednak ja nie zauważyłem nikogo nawet podobnego do Chrisa. Chęć zemsty doprowadzała mnie do szału. Tylko to siedziało wciąż w mojej głowie i nie chciało dać mi spokoju, choć na chwilę. Każdy wieczór spędzałem samotnie nad kieliszkiem, a dzisiejszy nie należał do wyjątku. Siedząc przy barze na plaży wyróżniałem się na tle opalonych, wysportowanych, roztańczonych nastolatków. Słońce nie działało na moja bladą skórę, która tylko podkreślała cienie pod oczami. Od śmierci Layly męczą mnie koszmary. Co noc na nowo muszę przeżywać jej śmierć. Przeprowadzka nie tylko miała przybliżyć mnie do Chrisa, ale także miała mi przynieść upragnioną ulgę. Jak dotąd nie dostrzegłem żadnego efektu.
- Miky, ślicznotko zrób nam drinki! - Krzyknęła opalona  brunetka w pomarańczowym bikini do barmanki. Koło niej stał umięśniony chłopak z uśmiechem na twarzy i ciemno blond włosami w nieładzie, jednak to nie oni zwrócili moją uwagę, tylko dziewczyna, która podała im duże szklanki wypełnione kolorowym napojem w środku, słomkami i parasolkami. Miała ciemne włosy sięgające ramion, drobną sylwetkę i brązowe oczy, z których jedno było sino-szare wokół.
- Proszę bardzo. -  W jej głowię było czuć sztuczność, a jej uśmiech był wymuszony.
- Hej wszystko w porządku? - Spytał chłopak gładząc ją po delikatniej dłoni.
- Tak. Jak tylko skończę swoją zmianę, od razu do was dołączę. 
- Mam nadzieję. - Para oddaliła się z zatroskanymi minami, a dziewczyna podeszła do mnie.
- Hej, zamawiasz coś? - Pokiwałem głową.
- A co polecasz? - Zadumała się na chwilę obserwując mnie uważnie.
- Hym... To może Mojito? Limonka, cukier, mięta i biały rum.
- Piłaś już to? - Uśmiechnęła się, tym razem był to szczery uśmiech.
- Owszem.
 - I smakowało ci?
- Tak.
- W takim razie po proszę Mojito. Jeżeli mi nie posmakuje pożałujesz. - Zaśmiała się i odwróciła w stronę alkoholi. - Chyba masz całkiem spore doświadczenie w tym? Długo  pracujesz jako barmanka?
- Od miesiąca.
- Naprawdę?
- Yhy. Doświadczenia nabrałam w życiu prywatnym.
- Rozumiem. - Przyglądałem się jej sprawnym ruchom i uroczemu zagryzaniu wargi, gdy na mnie zerkała.
- Skąd jesteś? - Spytała stawiając przede mną drinka.W przezroczystej cieczy pływały listki mięty i limonka.
- Tak bardzo rzuca się w oczy, że nie jestem stąd? - Wziąłem duży łyk, a na moim jeżyku eksplodował słodko-kwaśny smak.
- Tak. - Wzruszyłem ramionami.
- Z Nowego Jorku.
- Co cie tu przygnało?
- Słonce, plaża. - Powiedziałem dosyć chłodno, ale zaraz do niej mrugnąłem by zatrzeć ten ślad.
- A tak naprawdę?
- A ty powiesz mi skąd masz to limo pod okiem? - Skrzywiła się.
- Smakuje ci?
- Tak myślałem. - Odwróciła wzrok z rumieńcami na policzkach.- Całkiem dobry, ma ciekawy smak. - Nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo porwał ja w ramiona brązowowłosy, w skórzanej kurtce. Czyli nie tylko ja postanowiłem się nie pokazywać swojego torsu.
- Cody, puść mnie bo nie mam czym oddychać. - Szarooki puścił roześmianą dziewczynę. - Co ty tu robisz?
- Postanowiłem zobaczyć, co słychać u mojej siostry, ale widzę, że nie najlepiej  - Spojrzał na jej twarz z ponurą miną.
- To nic takiego, już jest lepiej.
Lepiej? - Spytał przyciszonym głosem. - Żartujesz sobie? Jak tylko znajdę odpowiednie mieszkanie od razu cie stamtąd zabieram.  - Chłopak poczuł, że jest obserwowany i spojrzał w moją stronę  Nie odwróciłem wzroku, jak przyłapany na gorącym uczynku podsłuchiwacz, tylko uśmiechnąłem się szelmowsko. - Kto to? - Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- To, em...
- Jestem Cam.
- No właśnie, Cam.  Mój nowy znajomy. - Mój uśmiech stał się szerszy. 
- I czego się tak szczerzysz? Nie masz nic lepszego do roboty?
- Tak się składa, że nie. - W jego oczach błysnęła wściekłość. Chciał ruszyć w moją stronę  jednak Miky zatrzymała go, chwytając za kołnierzyk kurtki.
- Cody uspokój się. Proszę. - Wywróciłem oczami, rozbawiony jego złością.
- Miky, mogłabyś zrobić mi jeszcze jednego drinka?
- Za chwilę. - Wzięła brata za rękę i wyciągnęła z za baru. Zaczęli się kłócić, ale nie mogłem usłyszeć o co. Po chwili Miky odesłała go do samochodu i wróciła do mnie ze łzami w oczach.
- Coś się stało? - Pokręciła przecząco głową.
- Nie, wszystko jest okey. Jeszcze raz to samo?
- Wiesz co, wolałbym coś mocniejszego. Nalej mi czystą. Podwójną.
- Robi się. - Podała mi kieliszek i zaczęła obsługiwać kolejnych klientów. Było widać, że coś ją trapi, ale czy to był mój problem? Miałem wystarczająco dużo swoich, jednak korciło mnie by dowiedzieć się o co chodzi. Po nie całej godzinie ciemnowłosa zdjęła uniform i oddała go innej dziewczynie.
- Chcesz potańczyć  - Spytała stojąc za mną. Odwróciłem się do niej twarzą, nie było ani śladu po łzach, które niedawno czaiły się w jej pięknych brązowych oczach, które otaczał wachlarz długich wy tuszowanych czarnych rzęs.
- Nie tańczę. - Odpowiedź była szczera, ale ona postanowiła nie ustępować.
- Oj no weź. Jeden taniec i tak grają teraz wolna. Co ci szkodzi pokołysać się chwilę w rytm piosenki? - Znów zagryzła wargę patrząc na mnie błagalnie. Westchnąłem, dopiłem gorzka wódkę i wstałem. Zaklaskała w dłonie, złapała mnie za rąbek koszulki i pociągnęła w stronę przytulających się par. Stanęliśmy na skraju plaży  tak że woda obmywała nasze gołe stopy. Dobrze, że na samym początku zdjąłem buty. Teraz nie tylko miałbym w nich pełno żółtego piasku, ale także byłyby całe mokre. Objąłem ją w tali i przyciągnąłem delikatnie do siebie.
-  Przyjechałeś tu sam?
- Nie, z rodzicami.
- To był ich pomysł, żeby się tu przeprowadzić? Któreś z nich dostało lepsza pracę? - Zaśmiałem się.
- Zadajesz dużo pytań i wyciągasz niewłaściwe wnioski. - Spuściła wzrok.
- Przepraszam. Wole wiedzieć z kim mam do czynienie.
- To ja wyszedłem z inicjatywą, a rodzice się zgodzili.
- Tak po prostu?
- Próbowali mi wybić to z głowy, ale w końcu ulegli.
- Musisz mieć fajnych rodziców. - Powiedziała ze smutkiem.
- Są do zniesienia. - Chciałem zapytać o jej rodzenie, ale czułem, że nie był to jej ulubiony temat. Spojrzała mi w oczy, a piosenka ucichła. Przez chwilę słychać było tylko wzburzone faje i nasze oddechy.
- Jestem zmęczona, chyba wrócę już do domu.
- Odprowadzić cie?
- Jeżeli masz ochotę. - Wypuściłem ją z objęć.
- No to prowadź. - Wzięliśmy nasze rzeczy i ruszyliśmy plażą przed siebie zagłębiają się w rozmowie. Już nie pamiętałem , kiedy tak dobrze czułem się w czyimś towarzystwie. Ona czasem zerkała na mnie, czasem ja na nią. Na ustach błąkał mi się uśmiech. Czy miałem prawo być szczęśliwy?
- To tu. - Stanęliśmy przed wejściem do kilku piętrowego, trochę zapuszczonego bloku.
- Miejmy nadzieje, że nie zgubie się w drodze powrotnej.
- Podaj mi swój telefon. - Ze zdziwieniem wyjąłem komórkę i jej podałem. Przez chwilę klikała w poszczególne klawisze i zaraz oddała mi ją z powrotem.- Zapisałam ci swój numer. Jak się zgubisz dzwoń śmiało. - Bez żadnego ostrzeżenia przysunęła się bliżej i musnęła moje usta. Przeszedł mnie miły dreszcz podniecenia. Zamknąłem oczy i dotknąłem jej twarzy. Tak samo miękkie wargi, te samo ciepło, ale inaczej zarysowana szczęka. To nie była Layla, nigdy nią nie będzie  Chwyciłem ją za ramiona i odsunąłem na wyciągniecie ręki.
- Nie. Nie mogę. - Powiedziałem, odwróciłem i po prostu odszedłem, czując jej wzrok na plecach.

niedziela, 27 stycznia 2013

Revenge

Słoneczne Miami w południowo-wschodniej Florydzie, ma być miejsce mojej ucieczki przed wspomnieniami. Ubłagałem rodziców byśmy się tu przeprowadzili. Oczywiście nie wybrałem tego miasta przez przypadek. Wciąż pamiętałem o swojej obietnicy. Policja wpadła na trop Chrisa, który prowadził właśnie tu. Tak to głupie mieć nadzieję, że w tak wielkim mieście znajdę konkretnego blond  osiemnastolatka, który swoje ręce ma splamione krwią niewinnych ludzi. Jednak miałem przed sobą całe życie by go znaleźć i zabić